Przychodzi czas postanowienia. Na bazie swoich doświadczeń, przemyśleń, wołania naszego ciała o poprawę zdrowia – decydujemy się na rozpoczęcie Programu Przemian. Chcemy z dobroci dla siebie, z szacunku do naszego organizmu, z dużej potrzeby zmian, pogarniemy rozpocząć inny, bardziej świadomy, przemyślany, skupiony na sobie etap w naszym życiu.
Chcemy, aby wprowadzenie tych zmian było dla nas ciekawe, pouczające, bez strachu i obawy przed nieznanym. Przechodzimy I etap. Mimo, że wymaga on czasu, cierpliwości i poszukiwania odpowiedzi na wiele pytań, dotyczących nas samych, zaczynamy w skupieniu budować swoją motywację. Przekonani o tym, co do tej pory robiliśmy w niewłaściwy sposób, postanawiamy iść wytyczoną drogą wprost do naszego celu. Chcemy nauczyć siebie i swój mózg, że to, co było to przeszłość. Sposób w jaki funkcjonowaliśmy, bycie żywieniowym ignorantem, lekceważenie naszego ciała – to rozdział, który raz na zawsze chcemy zamknąć. Jedyne co ma nas łączyć z tą przeszłością, to wyciągnięcie wniosków, które posłużą nam niczym drogowskazy na drodze odchudzania, pełnej pokus, zwątpień i niełatwych decyzji.
Prędzej czy później przychodzi czas, kiedy nasza psyche wystawia nas na próbę. Ta próba to przeciąganie liny między pokusą zrobienia „wyjątku”, „grzeszku”, złamania się w postanowieniach a rozumem, który czasami podpowiada, że ta sytuacja jest chwilowa, przejściowa i nie należy jej ulec. Uleganie pokusie i np.: zjedzenie kawałka tortu, czy wypicie lampki wina ma dwa aspekty.
Pierwszy z nich dotyczy naszego organizmu. Jak wpłynie na niego zaburzenie procesu oczyszczania? Jak zareaguje organizm, który przez pewien czas dostaje delikatne i lekkostrawne pożywienie, a nagle do żołądka i jelit trafi pokarm ciężkostrawny, bardziej tłusty, o znacznie podwyższonej kaloryczności? Moje doświadczenie pokazuje, że nie raz taki „drobny wyjątek” zatrzymał redukcję wagi na kilka tygodni.
Drugi aspekt dotyczy naszej psychiki. I śmiem twierdzić, że jest on nie raz znacznie ważniejszy i bardziej dotkliwy w konsekwencjach aniżeli pierwszy.
W zależności od tego, jak skutecznie przeszliśmy I etap, gdy pojawia się opcja zjedzenia czegoś, co nie jest zalecane w I etapie, to albo błyskawicznie odpędzamy od siebie tą myśl, nie dając jej zamienić się w czyn, albo zaczynamy zastanawiać się: co by było gdyby… ? I to jest moment, gdy nie szukamy powodów i sposobów do tego, aby nie ulec, ale szukamy poparcia i usprawiedliwienia, aby jednak skusić się na „małe co nieco”.
Towarzyszą nam przekonania:
– „Przecież jedno małe ciastko nie zaszkodzi”.
– „Bez przesady. Jestem na urodzinach i mam nie zjeść kawałka tortu?”
– „To tylko jedna kanapka. Nikomu jeszcze krzywdy nie zrobiła”.
Niby nic. Niby niewinnie. A jednak.
Nasze myśli generują emocje. Wiec jeśli nasze myśli krążą wokół tego „zjeść czy nie” to czujemy napięcie a napięcie sprawia, że uruchamia się głód. Często głód pojawia się z napięcia, wiec im mniej denerwowania się i wahania „wziąć do ust czy nie” tym mniejszy głód!
Najlepiej od razu stopować takie myśli i nie pozwalać na ich eskalację.
Ale jeśli ulegamy, to oznacza, że robimy pierwszy krok w niewłaściwym kierunku. Nasza podświadomość otrzymuje informację, że wyjątki są możliwe, że jeśli nie chcę trzymać się zasad – nie muszę. Nasz mózg już od tej pory wie, że przeszłość nie jest zamknięta, a powrót do starych nawyków, niewłaściwych odruchów jest możliwy na każdym kroku.
Mijają dni i pojawia się kolejna sytuacja. Obiad u cioci. A tam nie tylko kawałek tortu, ale też kotlet, surówka i obowiązkowo naleśniki. Ale przecież proszony obiad u cioci jest raz na pół roku i grzechem byłoby odmówić i nie skorzystać. Bo przecież mogę… Dałam sobie przyzwolenie już kilka dni temu, kiedy po raz pierwszy dałam zielone światło na „grzechy”.
Nauczona braku konsekwencji i tego, że to, co postanowiłam na początku ma już niewielkie znaczenie, bo przecież już kilka razy zrobiłam „wyjątek”, przy każdej sytuacji, która będzie dawać możliwość „złamania się” jest duże prawdopodobieństwo, że to zrobię.
I tak wyjątek goni wyjątek, a uleganie pokusom staje się coraz bliższe i częstsze. Dajemy sobie przyzwolenie na zrobienie wyjątku i „wyjątkowo” nie idziemy na basen, nie przestrzegamy zasad gotowania wg Programu Przemian, wyciskamy sok z owoców (czego nie powinniśmy robić), a na śniadanie kanapka i parówka zaczyna nam bardziej smakować, aniżeli ciepła, pożywna zupa.
Nie orientujemy się nawet, jak przychodzi on, czyli kryzys. Spadek wagi jest zahamowany, a my robiąc podsumowanie tego, jak wygląda nasza Przemiana, widzimy więcej minusów niż plusów. Rysuje się nam obraz samego siebie, jako osoby niebędącej konsekwentną, nie umiejącą trzymać się zasad. A gdzie prace nad samą sobą? A gdzie nauka i odrabianie lekcji z potrzeb organizmu wraz z wyciągniętymi wnioskami?
Szybciej ulegniemy i rzucimy to wszystko w kąt, aniżeli zrobimy właściwy krok. Obserwuję, że sytuacje chwilowego braku kontroli nad jedzeniem i uleganie mu, rozumienie problemu i praca nad tym, jest w konsekwencji mniej dotkliwe, aniżeli uleganie pokusom, robienie wyjątków i usprawiedliwianie siebie, mówiąc: „a co to takiego? Przecież nic się nie stało”.
I tak powstała moja technika o nieoficjalnej nazwie: „Z dala od gara” lub nieoficjalnej „Nie biorę do ust 😉”. Technika ta mówi o tym, że jeśli raz dasz sobie przyzwolenie na malutki wyjątek, po krótkim czasie dasz przyzwolenie na większy, a potem już prosta i krótka droga do ulegania takim pokusom, że sposób funkcjonowania i odżywiania nie będzie miał nic wspólnego z Programem Przemian.
„Z dala od gara” – technika utworzona na bazie mojego doświadczenia. Ja odżywiałam się samymi zupami (i owocami), czyli byłam na II etapie przez 4 miesiące. W tym czasie nie wzięłam do ust, nie spróbowałam, nie zjadłam niczego innego, aniżeli zupa, owoc czy dozwolone napoje. Dlaczego? Bo moja motywacja była tak silna, moje poczucie szczęścia i dostrzegalne rezultaty Przemiany były tak wielkie, że nic nie było w stanie zaburzyć tego stanu. NIC! Tak bardzo zależało mi na osiągnięciu mojego celu.
Wiedziałam i czułam, że wyjątki, grzeszki i inne odstępstwa mogą sprawić, że zboczę z wyznaczonej drogi. W zamian każdego dnia – każdego, bez wyjątku, poszukiwałam tego, co może mnie wzmacniać, co może sprawić, abym była jeszcze silniejsza w swoich postanowieniach. Nigdy nie zapytałam swoich lekarzy: „Czy mogę zjeść pieczonego kurczaka?” W zamian pytałam: „Co mogę zjeść w zupie, jeśli przyjdzie chęć na pieczonego kurczaka?” Dostrzegasz zmiany?
Dlatego zastanów się, co jest ważne dla ciebie? Jeśli Program Przemian traktujesz tylko jako „jedzenie zup”, to pozostawiam tylko tobie kwestię zasad, norm i budowanie własnej wartości (jeśli w ogólne tego będzie dotyczyć twoje odchudzanie).
Ale jeśli mój Program Przemian jest bliski twojemu sercu, to korzystając z niego ucz się bycia konsekwentnym, wyciągania wniosków, analizowania swoich przyzwyczajeń, odruchów i modyfikuj je tak, aby również z tego procesu odchudzania wynieść coś innego, aniżeli tylko szczupłą sylwetkę. Wynieś z niego również „nowy kodeks odżywiania”, „nową jakość życia”, które to nierozłącznie związane są z techniką „Z dala od gara„.
Konsultacje powyższego tekstu zostały przeprowadzone przez Panią Katarzynę Kucewicz – psychologa i psychoteraputę.