Opinia psychologa o Programie Przemian

Rozmowa z Panią Katarzyną Kucewicz – psycholożką i psychoterapeutką, prowadzącą w Warszawie Ośrodek Psychoterapii i Coachingu INNER GARDEN.

Katarzyna Kucewicz: Od prawie dekady pracuję z osobami mającymi trudności z samooceną i własnymi emocjami, z tymi, którzy mają kłopoty w relacjach i marzą o tym, by żyć pełną piersią. W obszarze mojej pracy znajduje się także pomoc tym, którzy mają trudności z opanowaniem uzależnień behawioralnych, w tym uzależnienia od jedzenia.

Jestem popularyzatorką psychologii, prowadzę na Facebooku swój fanpage Katarzyna Kucewicz psycholog-psychoterapeuta, na którym zamieszczam ciekawe teksty z dziedziny psychologii i psychoterapii.

Praca nad psychiką osoby odchudzającej się z Programem Przemian

Pani Psycholog, Program Przemian to metoda odchudzania, która w holistyczny sposób traktuje człowieka, a źródła jego nadwagi czy otyłości upatruje nie tylko w sposobie odżywiania, ale w przekonaniach, decyzjach i działaniach, które odbicie mają w różnych aspektach życia. Czy Pani zdaniem przyczyna nadwagi lub otyłości może tkwić… w psychice?

K.K.: Istnieje wiele medycznych powodów, dla których część społeczeństwa zmaga się z dodatkowymi kilogramami. Ale nierzadko jest tak, że przyczyną otyłości jest nie problem zdrowotny, a nasza psychika. Pod pojęciem „psychika” kryje się sporo – nadwaga może być wywołana depresją, kompulsywnym jedzeniem, może wynikać z nienawiści do siebie, z chęci ukarania siebie albo z nieumiejętności nagrodzenia siebie w inny sposób niż poprzez objadanie się. Często wynika ze złych nawyków, które są powiązane z dzieciństwem. Na przykład: człowiek tak tęskni za ciepłem domowego ogniska, że przywołuje je sobie w pamięci tylko, gdy je, gdy gotuje, gdy biesiaduje przy stole. Przeważnie robi to bez umiaru, bez kontroli. Nieumiejętność kontrolowania głodu to właśnie „zasługa” naszej psychiki. W psychoterapii uznajemy, że człowiek, który się impulsywnie objada, ma w sobie wiele z dziecka, że jest to zachowanie dziecięce – ograniczone do zaspokojenia potrzeby „tu i teraz” bez liczenia się z konsekwencjami. W pracy terapeutycznej ważne jest dla mnie, by uczyć klientów zachowań dorosłych, dojrzałych, bo tak się po prostu łatwiej żyje.

Jaki wpływ na psychikę może mieć nadwaga lub otyłość? Jakie cechy, nastawienie, przekonania może generować lub pogłębiać?

K.K.: Niestety, społeczeństwo narzuca pewne kanony piękna, dlatego osoby poza kanonem często czują się inne, gorsze, mniej atrakcyjne. Otyłość często powoduje mniejszą sprawność, bóle stawów, kłopoty z seksem, co także frustruje i wywołuje obniżenie nastroju.

Oczywiście nie zawsze jest tak, że nadwaga musi iść w parze z niskim poczuciem własnej wartości. Jest wiele osób plus size, które w swoim rozmiarze czują się i wyglądają kwitnąco. Ale dla wielu nadwaga to powód do izolacji, niechęci do siebie, samotności. Znam sporo historii o tym, jak dziewczyny rezygnowały z chodzenia na randki, z chodzenia na basen, z chodzenia w mini dlatego, że czuły odrazę do swojego ciała.

Często jest tak, że osoba z nadwagą definiuje siebie przez pryzmat swojej tuszy. Znałam kiedyś osobę, która dzwoniąc do mnie, mówiła: „Dzień dobry, pani Kasiu, tu Ola, ta puszysta”. Tak jakby nadwaga była główną cechą Oli. Czy ktoś definiuje siebie „ta szczupła” albo „ta w rozmiarze M”? Raczej nie, bo wtedy człowiek nie skupia się na rozmiarze, tylko na innych swoich cechach. Często zaś osoby borykające się z nadmiarem kilogramów mają poczucie, że to ich główna cecha – jeśli jej w sobie nie lubią, czują się fatalnie. Trudno być pewną siebie, uśmiechniętą, sexy, gdy nie znosimy odbicia w lustrze.

Czy nadwaga lub otyłość może wiązać się z uzależnieniami?

K.K.: Oczywiście może, i to na kilku płaszczyznach. Przede wszystkim mowa o uzależnieniu behawioralnym, od jedzenia. Niektórzy dziwią się, jak to możliwe uzależnić się od czegoś, co przecież musimy robić codziennie. Ale definicja jest taka, że uzależnienie behawioralne to stan, w którym na napięcie reaguje się kompulsywnym zachowaniem. To mogą być zakupy dla rozładowania emocji, seks, granie w gry albo przykładowo jedzenie słodyczy. W nałogu nie chodzi o zaspokojenie zwyczajnej potrzeby, tylko o zaspokojenie potrzeby wynikającej z przemożnego napięcia, z nerwów, z natłoku emocji. Każda osoba, która ma tendencje do jedzenia w sytuacjach kryzysowych, jest potencjalnie obarczona ryzykiem, że któregoś dnia uzależni się od kontrolowania swoich uczuć objadaniem się. Lepiej od tego stronić, bo uzależnienia behawioralne leczy się stosunkowo trudno – to ciężka i wyczerpująca psychicznie wędrówka. Ale można i warto się na nią zdecydować.

Kiedy mówiłam o kilku płaszczyznach, to myślałam też o tym, że często nadwaga pojawia się jako objaw innych chorób natury emocjonalnej – innych uzależnień albo depresji, zaburzeń lękowych czy głębokich kryzysów psychicznych. Dlatego w moim poczuciu to ważne, by znaleźć w sobie odpowiedź na pytanie „dlaczego jestem otyły?”.

Co powstrzymuje osoby z nadmiarem kilogramów przed podjęciem wysiłku pozbycia się ich?

K.K.: Powodów jest nieskończenie wiele, od tych związanych z wewnętrzną motywacją po głębsze, ulokowane na dnie psychiki. Zwykle powstrzymuje nas opór przed zmianą i modyfikacją starych nawyków. Przeraża nas myśl, że trzeba będzie inaczej gotować, przestawić się na inne smaki, włożyć więcej wysiłku w przygotowywanie potraw. Otyłość zwykle idzie w parze z objadaniem się rzeczami niezdrowymi, słodkimi, tłustymi. Dieta to wejście w krąg innych smaków, czasem takich, od których się organizm odzwyczaił i które początkowo są trudne do przełknięcia. To wywołuje niechęć, ludzie sądzą, że nigdy im jedzenie zdrowe nie zasmakuje, że nie można nauczyć się innych smaków – a można.

Powstrzymuje też niechęć do dyscypliny wewnętrznej. W psychoterapii stosujemy takie określenie, jak „wewnętrzne dziecko”, które może być w nas smutne, rozgniewane, roszczeniowe. Wewnętrzne dziecko to nasza wrażliwa część osobowości, pozostałość z dzieciństwa. Jeśli nie jest ono szczęśliwe, to będzie szukało sposobów na szczęście bez opamiętania – i znajdzie je (pozornie) w słodyczach. Bo słodycze to obiekty zastępcze, lekarstwa na smutki. Dorosły objadający się jest jak dziecko, bez wewnętrznego systemu kontroli, bez refleksji o konsekwencjach.

Powody niechęci do diet mogą być trudniejsze do wychwycenia – i tutaj, podobnie jak w powyższym przykładzie, dobrze sprawdza się praca z psychologiem, który wyłapie, o co nam podświadomie chodzi, gdy nie możemy schudnąć mimo deklarowania takiej potrzeby. Niektórzy na przykład dochodzą do wniosku, że nie chcą schudnąć, bo boją się przytłoczenia swoją atrakcyjnością, inni z kolei mają wrażenie, że jak schudną, to znikną, jeszcze inni, że w wersji szczupłej będą przypominać swoich rodziców, co ich przeraża.

Dlaczego tak często nie udaje nam się osiągnąć zamierzonego celu? Dlaczego poddajemy się przy pierwszych niepowodzeniach czy wyzwaniach?

K.K.: Winą za szybkie poddawanie się jest to, że przy odchudzaniu startujemy właśnie z pozycji dziecka – chcemy na już/teraz mieć spektakularne efekty, najlepiej przy jak najmniejszym wysiłku. Kiedy pojawiają się schody, zamiast im sprostać mówimy: „Eee, to ja jednak nie wchodzę w to, bez sensu”.

Podejście do odchudzania musi być zatem dojrzałe, jeśli ma się to udać. Dojrzałe, czyli nie na „hop”, tylko z rozmysłem, wcześniejszym planem, z przeanalizowaniem różnych kwestii, które przytrafią się po drodze. Odchudzanie się można porównać do wejścia na górę Giewont – nie można wejść tam w klapkach, w kostiumie kąpielowym, prawda? Trzeba mieć dobre buty, właściwy ekwipunek. I tak jest z odchudzaniem, gruntem jest prawidłowe przygotowanie się. Inaczej utkniemy w połowie drogi albo na samym początku. Przy pierwszym potknięciu zawrócimy sfrustrowani.

Kolejny powód to złe znoszenie frustracji – i on wydaje mi się tu kluczowy. Ci, którzy się poddają, nie wyrabiają psychicznie z napięciem. Nie umieją sobie z nim radzić, często dlatego, że nikt w dzieciństwie ich nie nauczył czekania, odraczania. To dorośli, którzy jako dzieci mieli, co chcieli, bez wysiłku, którym rodzice dla świętego spokoju mówili przykładowo: „Dobrze, kupię ci tego batona, tylko już nie płacz”.

Jaki wpływ na psychikę osoby z nadwagą czy otyłością mają nieudane próby odchudzania się?

K.K.: Silny bo często porażki utwierdzają w przekonaniu że odchudzanie jest bez sensu, że widocznie nie da się schudnąć, skoro znowu zaliczyliśmy wtopę. Ale szkoda życia na popadanie w zniechęcenie. Ile razy Michael Jordan musiał chybić, wrzucając piłkę do kosza, nim stał się światowej sławy koszykarzem? Jestem pewna, że setki razy. Porażki są wpisane w osiąganie sukcesu, nie da się ich uniknąć. Są naturalnym elementem naszego rozwoju, dlatego należy je traktować jako przystanki w dalszej drodze, a nie jako przystanki końcowe. Nie wiem, jak by to oceniła Monika, ale ja bym zredefiniowała określenie „nieudane próby odchudzania”. Myślę, że nie ma czegoś takiego. Raczej jest odchudzanie się, które się zatrzymało, a my nie umiemy ruszyć dalej. Skoro jednak już kiedyś wystartowaliśmy z odchudzaniem, to znaczy, że pierwszy krok już był i teraz musimy po prostu zebrać się i dalej podróżować.

Czy dieta, rozumiana jako czasowa zmiana sposobu żywienia, może trwale rozwiązać problem nadwagi lub otyłości?

K.K.: Nie jestem ekspertem, jeśli chodzi o diety, ale z perspektywy psychologa powiem, że jeśli dieta jest czasowa, to człowiek przeważnie obsesyjnie fantazjuje o końcu, a co jest na końcu? Wyobrażamy sobie, że na końcu będzie wielki pączek lub kebab, pączku albo o kebabie, którego się wreszcie zje po tygodniach poszczenia.

Tymczasowe diety pomagają zgubić kilogramy, ale nie uczą nas zmiany podejścia do siebie, do odżywiania i stylu życia. Myślę, że niektórzy w czasie krótkiej diety dokonują rachunku sumienia i przechodzą w zdrowy tryb, ale większość po tygodniach wyrzeczeń wraca do swoich złych przyzwyczajeń, a potem rozpacza nad jo-jo. A efekt jo-jo to przecież normalna sprawa, jeśli damy organizmowi najpierw za mało, a potem za dużo. Nie jesteśmy maszynami i nie oczekujmy od naszego ciała, że tuczone, będzie dalej zachowywało się jak na diecie z samymi warzywami. Mam wrażenie, że wiele osób traktuje swoje ciało bardzo po macoszemu i z takim rozdwojeniem, najpierw wymagając, karcąc, nienawidząc, a potem pokrzepiając słodkościami. Tak nie wolno. Ciało (czy otyłe, czy szczupłe) musi być naszym kochanym, najukochańszym przyjacielem. Takim, o którego chcemy dbać, troszczyć się, dawać mu to, co najlepsze, a nie resztki, fast food czy kary w postaci wymiotowania, głodzenia się.

W Programie Przemian proces odchudzania zaczynamy od głowy, czyli od zmiany myślenia o sobie, swojego nastawienia. Co sądzi Pani na ten temat?

K.K.: To mądre założenie, że chudnięcie rozpoczyna się w naszym umyśle. Zgadzam się z tym, że nastawienie i odpowiednie podejście psychiczne niezwykle pomagają, bo otyłość jest przede wszystkim stanem duszy. Jest problemem emocjonalnym, dlatego nie wolno zapominać o swojej psyche, jeśli poważnie myślimy o odchudzaniu. Wiele osób kompletnie odłącza się od swoich emocji i ignoruje je, walcząc z kilogramami – to się nie może udać. U podstaw zmiany sposobu odżywiania leży głębokie zrozumienie siebie, swoich reakcji, tego, co nam ta tusza daje, czym dla nas jest. Zbroją przed światem? Kryjówką? Nawykiem, usprawiedliwieniem niepowodzeń?

Ważnym aspektem Programu Przemian jest wsparcie udzielane przez Monikę Honory za pomocą różnych kanałów komunikacji i narzędzi. Udzielają go sobie wzajemnie także członkowie grupy Zupomania® – Monika Honory odchudza. Idealnie by było, gdyby osoby odchudzające się mogły liczyć na wsparcie najbliższych. Czy i jak włączyć najbliższych w proces odchudzania?

K.K.: Otyłość moim zdaniem jest problemem systemowym, czyli nie tylko osoby otyłej, ale całego jej systemu rodzinnego. Dlatego jak najbardziej najbliższa rodzina powinna uczestniczyć w procesie odchudzania w sposób czynny – wspierać, dodawać otuchy, nie utrudniać. Dobrze jest, jeśli powie się pozostałym domownikom wprost, czego się od nich oczekuje, w jaki sposób mogą pomóc. Nie należy nakazywać całej rodzinie diety, taka pomoc na przykład jest terrorem. Pamiętajmy o granicach – własnych i cudzych. Czyli terrorem nie będzie, jak poprosimy, żeby np. nie jeść przy nas słodkości albo żeby nie zostawiać kawałka czekolady na blacie w kuchni, bo nas to kusi. Z drugiej strony należy uszanować, że bliscy mają prawo tę czekoladę jeść, a my musimy się nauczyć siebie kontrolować. Kiedyś znałam panią, która zakazała sobie i mężowi chodzenia do ich ulubionej włoskiej restauracji, bo ją za bardzo kusiło. Skończyło się konfliktem małżeńskim, bo on czuł się zignorowany, czuł, że jego potrzeby się nie liczą. Tak też nie może być.

Dlaczego otoczenie może nie wspierać?

K.K.: Tak jak mówiłam, nadwaga/otyłość to problemy systemowe, a kiedy coś się w systemie zmienia, to zmienia się cały układ sił w rodzinie. I cała rodzina przechodzi pewnego rodzaju transformację – nie każdemu się to podoba. Ludzie przyzwyczajają się do funkcjonowania w pewnych ramach i kiedy te ramy zaczynają być inne, to mogą na siłę próbować wrócić do starego porządku, stąd takie zachowania członków rodziny, jak ignorowanie osoby odchudzającej się albo wręcz torpedowanie jej starań.

Co zrobić, gdy otoczenie nie udziela wsparcia, neguje, przeszkadza?

K.K.: Przede wszystkim należy pamiętać, że dla rodziny odchudzający się bliski jest postacią, która zaburza jakiś układ. Dlatego w bardzo wielu rodzinach taką osobę się piętnuje, odrzuca, np. wyśmiewa albo niepotrzebnie kusi. Przykładowo: córka, która nigdy nie jadła w domu chipsów, nagle zaczęła się nimi objadać na oczach matki, kiedy ta zaczęła się odchudza.

Czemu to robi? Bo podświadomie boi się tego, jaka będzie odchudzona mama. Czy wiele się zmieni? I usiłuje zapobiec katastrofie, jaką sobie wyobraża – na poziomie nieświadomym. Kiedy mamy właśnie taką córkę lub innego domownika, to zamiast się awanturować, po prostu skupmy się na sobie i na tym, by mimo kłód pod nogami iść dalej i wytrwale pozostawać przy nawykach. Odchudzanie warto potraktować jako osobiste, intymne doświadczenie. Nie musimy angażować w nie nikogo ani wykłócać się o czyjąkolwiek uwagę. Ważne, by dla siebie być uważnym, to wystarczy.

Nadwaga i otyłość mogą być nie tylko przyczyną poważnych problemów zdrowotnych, ale też psychicznych. Jednym z nich jest depresja. Jak ją rozpoznać i jakie podjąć działania, gdy zauważymy u siebie jej objawy?

K.K.: Depresja wiąże się z ogromnym bólem psychicznym, więc należy go uśmierzać, a nie udawać, że nic się nie dzieje, nie kamuflować, robić dobrą minę do złej gry. O osobach z nadwagą często mówi się, że są „takie zabawne, dowcipne, wesołe”, ale często to maska, pod którą kryją się cierpienie, brak akceptacji siebie, smutek.

Większość osób z nadwagą prawdopodobnie nie ma depresji, a raczej stany depresyjne, które warto w sobie rozpoznawać i je łagodzić tak, jak potrzebujemy – to może być rozmowa z drugim człowiekiem, więcej relaksu, powrót do przyjemnych aktywności. Dobrze jest znaleźć w życiu czas na choćby drobne przyjemności, nawet jeśli mamy na głowie dzieci i pracę.

Jeśli naszemu smutkowi zaczynają towarzyszyć apatia, znużenie, brak chęci życia i to się utrzymuje tygodniami, to nie wstydźmy się zasięgnąć porady specjalisty – psychoterapeuty albo psychiatry. Być może to depresja w rozumieniu klinicznym, czyli choroba, którą da się leczyć, ale bardziej pod kontrolą medyczną. To nic strasznego ani wstydliwego. To choroba jak każda inna i jak każda inna wymaga fachowej konsultacji.

Na koniec: czy ma Pani uniwersalną radę dla osób, które chcą rozpocząć proces odchudzania lub są w jego trakcie?

K.K.: Zawsze powtarzam swoim pacjentom, że aby być szczęśliwym w swoim ciele, to ciało ma być naszym przyjacielem, a nie wrogiem, którego szkalujemy. Obojętnie, czy jesteśmy w rozmiarze S, czy XXL, powinniśmy odnosić się do swojego ciała z szacunkiem i miłością. Nienawiść blokuje proces odchudzania, spowalnia trawienie, zabiera motywację. Dopiero czując płynącą w sobie miłość, jesteśmy w stanie odpowiednio o siebie dbać, troszczyć się. Tego wszystkim życzę.