Gdy nastrój jest coraz gorszy, zdrowie wciąż daje o sobie znać, a waga łazienkowa już dawno zaczęła wskazywać „otyłość” – to znak, że nadszedł czas na pozbycie się nadmiaru kilogramów.
Każda osoba, która kiedykolwiek dotknęła tematu odchudzanianwie, że najtrudniejszymnkrokiem jest pokonanie własnej psychiki. A osoba, która po raz kolejny podejmuje walkę z nadmiarem kilogramów, jest pełna strachu, obaw, niepewności, czy da radę, czy nie podda się po kilku dniach, czy wytrwa do końca w swoim postanowieniu. Obawia się uczucia głodu, tęsknoty za swoimi kulinarnymi przyzwyczajeniami, czuje strach przed efektem jo-jo.
Z pełnym zrozumieniem piszę o tych dylematach, ponieważ jeszcze do niedawna sama byłam kobietą z otyłością, a moja nadwaga sięgała 40 kg. Przeszłam przez ręce wielu fizjoterapeutów i dietetyków, wypróbowałam mnóstwo różnych diet. Nikt nie potrafił mi pomóc, a może to ja nie umiałam z tej pomocy skorzystać lub byłam za słaba, aby utrzymać jej efekty na stałe. Złe samopoczucie, wycieńczenie organizmu, a potem nieodmiennie efekt jo-jo – rezultat różnych diet zawsze był ten sam.
Osiągnęłam „dno psychiczne” z moją otyłością. To taki stan, w którym nie chce się patrzeć na siebie w lustro; unika się towarzystwa, nienawidzi kupowania ubrań, szuka się wymówek tłumaczących, dlaczego nie możemy pójść na basen czy na plażę. To uczucie porażki, wstydu, załamania. To świadomość bycia gorszym od innych. Aż nadszedł taki moment, kiedy uświadomiłam sobie, że jest tylko jedna osoba, która może mi pomóc. Tą osobą jestem ja.
I zdecydowałam się sama sobie pomóc. Czytałam, konsultowałam, zadawałam wiele pytań, szukałam odpowiedzi. Te dociekania doprowadziły mnie do zaskakujących dla mnie samej wniosków. Okazało się, że wiele znanych teorii dotyczących odchudzania można podważyć. Poznając zasady funkcjonowania organizmu (np. proces trawienia, przemianę materii, itp.) i znając swoje słabości, ułożyłam program, który doprowadził mnie do redukcji wagi o 40 kg bez efektu jo-jo.
Okazało się, że na początku należy usprawnić zaburzony metabolizm, odśluzować jelita, wyrównać kwasowość i zasadowość organizmu, oraz wyregulować gospodarkę wodno-mineralną. Dokonałam tego jedząc potrawy półpłynne, gotowane – czyli zupy. To one stały się „bohaterkami” mojej przemiany.
Dzisiaj, np. podczas moich prelekcji, sama „zarażam” inne osoby entuzjazmem, optymizmem i wiarą w to, że siła jest w nas! I wcale nie trzeba skomplikowanych, drakońskich diet, listy nakazów i zakazów, liczenia kalorii, ćwiczeń w pocie czoła. Kolacja do godziny 18;
zakaz jedzenia wszystkiego co słodkie, mączne, ziemniaczane, co zawiera tłuszcz – to też włożyłam między bajki, tworząc mój program. Oczywiście starałam się i nadal staram odżywiać zdrowo, ale wiem, że jestem kobietą, która ma swoje słabości – i od czasu do czasu mam ochotę zjeść coś, co uważa się za niedozwolone podczas diet.
Mój sukces braku efektu jo-jo polega na tym, że podczas odchudzania jadłam prawie wszystko, na co miałam ochotę – ale w postaci zup. Gdy zakończyłam odchudzanie, nie miałam momentu „wielkiego apetytu” na jakiś produkt, ponieważ jadłam go w trakcie odchudzania albo zastępowałam czymś podobnym.
Dzisiaj jestem szczęśliwą, zadbaną, pewną siebie kobietą. Doceniam siebie za to, kim jestem. Wiem, że marzenia należy spełniać i nigdy nie wolno się poddawać, bo to jest jedyne życie, jakie mamy. To od nas zależy, jak je przeżyjemy.
Monika Honory