Bo ja wiem, co aktywność fizyczna, dbanie o własne ciało i otyłość powoduje w naszej głowie. Osoby otyłe nie mają ochoty na to, żeby ćwiczyć oraz dbać o ciało. A jeżeli mamy taką chęć to jest to zew w danej chwili, kiedy się zrywamy i mówimy, że od teraz będę ćwiczyć… i motywacji zostaje nam tylko na chwilkę. Dlatego robimy wszystko powoli, krok po kroku, żeby teraz nauczyć się pewnych nawyków i żeby to nie był słomiany zapał, tylko na chwilę. Bo my chcemy, żeby to było na dłużej.
Jak wiecie, Przemiana to nie jest tylko odchudzanie na chwilę, Przemiana i odchudzanie razem z Programem Przemian ma nas przede wszystkim nauczyć tego, jak później zdrowo i bez efektu jo-jo, ale również z korzyścią dla naszego ciała i dla naszej psychiki, radzić sobie ze sobą, zaprzyjaźnić się ze sobą. I przede wszystkim rozkochać się w sobie.
Dlatego zaprosiłam do rozmowy Kasię Kucewicz, którą poznałam podczas kampanii „Bliscy u Wagi”. Kasia napisała kilka słów komentarza do książki „Życie bez efektu jo-jo”. Ten, kto ma, ten kto zna, ten kto odczytał, to wie dokładnie, o którym fragmencie mówię. I dlatego nie wyobrażałam sobie tego, że ktokolwiek inny może skomentować sprawę dotyczącą tematu jak wprowadzać zmiany i jak poświęcać sobie czas. Jak nie mieć wyrzutów sumienia i jak osoby, które borykają się z nadwagą i otyłością, krok po kroku mogą zaprzyjaźnić się ze sobą i co to znaczy zdrowy egoizm. O tym wszystkim porozmawiam właśnie z Kasią Kucewicz.
Kasia Kucewicz: Rzeczywiście jest tak, że należy zaczynać od małych rzeczy, a nie od razu rzucać się na tysiąc pięćset aktywności czy jakichś zadań. To jest ogólnie podstawa sukcesu nie tylko w odchudzaniu, ale też w każdym nawyku, który chcemy wyrobić. Nazywam się Kasia Kucewicz, jesteśmy aktualnie w jednym z gabinetów ośrodka Inner Garden. Bardzo się cieszę, że Monika mnie odwiedziła. To tutaj między innymi prowadzę terapię z osobami, które mają problemy z pewnością siebie, z nawykami, albo po prostu siebie nie lubią, mają do siebie masę zastrzeżeń, nie potrafią o siebie zadbać, być dla siebie ciepłymi, dobrymi i troskliwymi. No zdarza się prawda?
Monika Honory: Bardzo często.
Kasia Kucewicz: Zastanawiam się też, jak to jest u Was, czy zdarzają się takie sytuacje, czy u Ciebie Monika zdarzają się takie wiadomości, w których czytasz, że ktoś siebie nie lubi, że ktoś siebie nie akceptuje.
Monika Honory: Naturalnie. Powiem Ci Kasiu, że gdybym miała ocenić tak statystycznie to na 100 osób, z którymi ja rozmawiam tak na samym początku (nie mówię o rozmowach w trakcie Przemiany), ale jak startujemy, to spokojnie 70-80% osób mówi: „jak mam skupić się na sobie chociaż przez chwilę? Jak mam pomyśleć o Programie Przemian, który od jego uczestnika wymaga, aby chociaż chwile poświecić sobie?”. No bo na tym sedno sprawy polega.
Jeżeli z założenia nie lubię patrzeć na siebie, nie lubię patrzeć w lustro, patrzę w lustro z wyrzutami sumienia, nie akceptuję swojego wyglądu, i bardzo często tego, że walczę ze sobą, że jestem na końcu wszystkich ważnych osób i spraw, na samym końcu ważnej listy. Bo ważniejszy jest mąż, pies, dzieci… ja to wszystko mówię też z własnego doświadczenia, kiedyś dokładnie tak było. I osoby, które nagle mają zatrzymać się na chwilkę i pomyśleć o sobie, skupić się na tym, co dla Ciebie jest dobre w danej chwili, żeby postawić na siebie po prostu. I zacząć też siebie doceniać, akceptować i budować poczucie własnej wartości. Niestety wiele osób startuje z poziomu wyrzutów sumienia. Bo ważny jest mąż, rodzina, praca, wszystkie inne rzeczy, a czas dla siebie, uwaga poświęcona sobie równa się często wyrzuty sumienia.
Kasia Kucewicz: No właśnie, bo to tak trochę jest, prawda, że w Polsce rzadko, kiedy nam się wydaje, że robienie czegoś dla siebie to jest coś dobrego?! Przeważnie mamy takie poczucie, że jeżeli robimy coś dla siebie, to jesteśmy egoistkami, myślimy tylko o sobie. Nie ma takiego zwyczaju dbania, opiekowania się sobą. Ja pamiętam, jak my się poznałyśmy z Moniką. Jak w naszej pierwszej rozmowie dyskutowałyśmy o tym, że nie ma opcji, żeby nie kochać siebie, jak człowiek się zaczyna odchudzać. Kiedy zaczyna wprowadzać nowe nawyki. Kiedy człowiek zaczyna, to musi to robić z miłością do siebie. A często zdarza się na przykład u mnie w gabinecie, że ludzie przychodzą i mówią: „chcę schudnąć, bo siebie nienawidzę”. I ja zawsze wtedy mówię: „to nic nie wyjdzie”. Jeżeli siebie nienawidzisz, to nic dla siebie nie zrobisz. Bo jeżeli kogoś innego nie lubisz, to nic dobrego dla niego nie robisz. Prosta sprawa, prawda? I myślę, że tak samo jest tutaj, my też żeśmy z Moniką rzeczywiście doszły to tego, jakie to jest ważne, żeby od początku siebie lubić, żeby zacząć siebie akceptować.
Często jest tak, że ludzie się pytają co zrobić, żeby nie mieć wyrzutów sumienia. Jeśli zamiast zrobić mężowi kolejną kanapkę, to maluję paznokcie. Ja zawsze wtedy wracam do źródła. Wracam do tego, aby pomyśleć sobie tak: „Ale dlaczego ja mam to poczucie winy?” Bo wtedy okazuje się, że wszystko leży u podstawy niskiego poczucia własnej wartości, nielubienia siebie, traktowania siebie z dużą krytyką, z pretensjami, krytykowania nie tylko tego, jak wyglądamy, ale też, jakimi jesteśmy żonami, jakimi jesteśmy mamami. Wydaje nam się na przykład, że jeśli nie zrobimy śniadania naszemu 20-letniemu synowi, to będziemy złymi mamami. Naprawdę często to słyszę i to wcale pewnie nie jest wam obce.
Natomiast ja mam takie wrażenie, że gdy my zaczynamy budzić się z tego snu i mówimy do siebie „ale ja teraz będę dla siebie dobra, będę teraz traktowała siebie w porządku. Mam prawo czasami komuś nie zrobić śniadania”, to od razu cała rzeczywistość wokół nas się zmienia. Z tymi wyrzutami sumienia to jest też tak, że przynajmniej ja mam takie wrażenie, że te silne wyrzuty sumienia, to poświęcanie się — my w psychologii mówimy, że to zjawisko jest samo poświęcaniem się. Czyli poświęcam się dla innych, cały czas wszystko robię dla innych, ale dla siebie już nie mam czasu. Owszem bym sobie poćwiczyła trochę czy obejrzała ten live z Moniką, ale nie, bo muszę się poświęcić i o wszystkich zadbać. I taka postawa sprawia, że zaczynamy stawać się nieznośni. Bo zaczynamy być zdenerwowani, zmęczeni, zirytowani, bo tak naprawdę ta frustracja w nas narasta.
Monika Honory: Bo nie robimy tego z przyjemnością.
Kasia Kucewicz: Tak, bo mamy poczucie, że nasze potrzeby się nie liczą. I później na przykład pyta się „a co Ty taka smutna”, a my odpowiadamy „bo mam tyle na głowie”. I z tego często biorą się konflikty w relacjach.
Często też ta kwestia dbania o siebie to jest taka umiejętność, że w momencie, kiedy dbam o siebie, to tak naprawdę dbam o innych i daję im przestrzeń. Na przykład daję im przestrzeń na to, żeby też ktoś mógł o mnie zadbać. Bo jeżeli na przykład ja nie wyjdę z psem, to może mąż to zrobi za mnie i mi już będzie lżej i lepiej.
Monika Honory: Kasiu, a przyszło mi do głowy takie pytanie. Bo ja się tak postawiłam w takiej sytuacji, gdybym ja miała taki moment, że jestem osobą osaczoną przez te wszystkie obowiązki, przez te osoby, które ode mnie czegoś oczekują. I tutaj tyle tego jest wkoło, a ja tkwię w centrum tego wszystkiego, z tymi wyrzutami sumienia i z byciem niezadowoloną z tego. I pewnie nie będzie tak, że pewnego dnia się obudzę i powiem: „słuchajcie no to teraz zmiany, zmiany, zmiany w naszym domu ze wszystkim”. Jak zrobić pierwszy krok, od czego zacząć: od rozmowy, od zmiany jednej rzeczy, rozłożyć to sobie w czasie. Jak podejść do tego tematu?
Kasia Kucewicz: Ja zawsze doradzam małe kroki. To jest tak, jak Ty często powtarzasz Moniko, aby rozpocząć od 5 minut ćwiczenia. Jak ktoś nie chce przechodzić na radykalną dietę to chociaż niech jedną rzecz zmieni w swoim jedzeniu. I tak samo jest w dbaniu o siebie. Możesz w tym celu wygospodarować i robić dla siebie jedną przyjemną rzecz dziennie. Ale też ja mam takie zadanie dla osób, które powiedzą, że one robią dla siebie jedną rzecz dziennie. Postarajcie się raz w tygodniu komuś odmówić. To jest też bardzo ważne.
Monika Honory: To buduje taką odwagę?
Kasia Kucewicz: Tak, bo to buduje naszą asertywność. Daje poczucie, że moje prawa też się liczą. Mam prawo czasami komuś powiedzieć „nie” tylko dlatego, żebym sama ze sobą czuła się lepiej. I to jest bardzo istotne. Oczywiście ja wiem, że to, co mówię, może zabrzmieć kontrowersyjnie. No bo raz w tygodniu komuś odmówić?
Monika Honory: Ale jak to zrobić, żeby to nie wiązało się z poczuciem winy? No bo są przecież takie osoby, które z założenia wszystkim pomagają. I nagle powiedzenie komuś nie… Są osoby, które się umęczą same, ale nie zdobędą w sobie tyle siły, żeby Ci powiedzieć, przepraszam, ale dziś nie mogę się z Tobą spotkać, bo coś tam.
Kasia Kucewicz: Tak, jest to trudne, ale jest to do wyćwiczenia. Powiem, szczerze, że wydaje mi się, że trudniej schudnąć niż być asertywnym. Jeżeli Państwo jesteście osobami, które tyle dla siebie robią, oglądacie Monikę i bierzecie udział w Programie Przemian, wy już macie tę umiejętność zawalczenia o siebie. Więc ta asertywność, to nie będzie nic takiego trudnego. A zobaczycie Państwo, że jeżeli mówimy słowo „nie” w sposób kulturalny, uprzejmy, nie agresywny — tylko miły, to od razu widzimy, że ludzie się na nas nie gniewają. Zobaczycie Państwo, że efekt będzie taki, że ludzie wcale się na Was nie obrażą. Ja to gwarantuję, bo tak naprawdę jest. Jeżeli my odmówimy, to ktoś może poczuć się niezbyt wygodnie. Ale to my mamy się czuć dobrze, a ta relacja na tym nie ucierpi. Bo często boimy się, że jak komuś odmówimy, że jak postawimy na swoim, to ktoś się obrazi, będzie na nas zły, ale to wcale tak nie działa. Więc ja zachęcam, żeby raz w tygodniu powiedzieć „nie”. Na przykład, jeżeli sąsiadka powie „a czy może mi Pani dziś pomóc w opiece nad moim pieskiem”. Choćbyście mogli pomóc, właśnie nie róbcie tego, nie gódźcie się na to, ten czas poświęcając sobie. Bo podejrzewam, że te osoby, które nas dzisiaj oglądają, mają takie poczucie, że mało jest tego czasu dla siebie. My Polki jesteśmy bardzo rodzinne i bardzo często mamy taki schemat samo poświęcania, o którym mówiłam wcześniej. Chcemy robić wszystko dla innych, chcemy być takie kochane, dobre, a zapominamy o swoich potrzebach i pragnieniach. Oczywiście wiadomo, że jeśli jesteście czyimiś mamami, żonami, to nie jesteście wolne. Nie możemy powiedzieć, że wszystko nam wolno, no bo mamy pewne zobowiązania wynikające z naszych ról, ale nie musimy być niewolnicami. I nikt tego od nas nie wymaga. Bo na przykład taki nasz mąż czy dzieci nie wymagają tego, że my będziemy się tak poświęcać, często my to robimy po prostu…
Monika Honory: … z naszej postawy. Po prostu czujemy, że tak powinnyśmy… Zanim Cię zapytam, czy to może być niekiedy postrzegane jako egoizm i co to tak naprawdę jest ten zdrowy egoizm, pozwól, że zerknę, bo widzę, że tutaj Zupomaniacy piszą nam. O widzisz, Ala napisała „domownikom odmawiam, jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem, robię dużo dla siebie, ale mam zawsze bałagan w domu.”
Kasia Kucewicz: O, coś za coś. Dużo lepiej jest mieć bałagan w domu niż bałagan w sercu.
Monika Honory: Beata pisze, że właśnie nie umie mówić „nie” i to jest właśnie to, co Kasia powiedziałaś przed chwilą. Zuzanna napisała, moja doba trwa 18 godzin i tak mi brakuje czasu. A Dorota napisała, że samo słowo „nie” działa odstraszająco na ludzi.
Kasia Kucewicz: Ja myślę, że zależy, jak z tym jest. Zależy, jak to brzmi. Jeżeli my mówimy „nie” w sposób agresywny to ono rzeczywiście zadziała odstraszająco. Ale jeżeli wyrazimy je z szacunkiem do kogoś, na takiej zasadzie, że Ty masz prawo mnie o coś poprosić, ale ja mam prawo Ci odmówić. To wtedy ten komunikat jest zupełnie inaczej przyjmowany.
Monika Honory: Tutaj też Lidia napisała bardzo fajnie „odmawianie jest bardzo zdrowe, dlaczego my mamy robić coś przeciw sobie. To taki samogwałt według mnie.” Sylwia napisała „ja też nauczyłam się w końcu odmawiać”. Kasiu, a powiedz mi, czy to w pewnym momencie można nazwać egoizmem, albo tym zdrowym egoizmem? Tym do czego dążymy, bo ja na przykład uważam, że zdrowy egoizm jest bardzo fajny. Istnieje coś takiego z Twojego punktu widzenia?
Kasia Kucewicz: Tak, filozofia tego zdrowego, pozytywnego egoizmu mówi bezpośrednio: chcesz kochać innych, najpierw pokochaj siebie. Traktuj siebie samą tak, jak traktujesz innych. Tak po prostu. Ten zły egoizm, ten egoizm związany z egocentryzmem, mówi o tym, że my martwimy się tylko o siebie, że nie interesują nas absolutnie inni ludzie. Wtedy gdy my zaczynamy myśleć tylko o sobie i zupełnie jesteśmy, jakby w oderwaniu od naszej rodziny i przyjaciół no to rzeczywiście taka postawa nie jest postawą w porządku. I ona też nam nie służy na dłuższą metę. Natomiast w momencie, kiedy my potrafimy siebie kochać i potrafimy zwracać się do siebie z szacunkiem, akceptować siebie i być dla siebie przyjaciółkami, a nie wrogami. Bo zazwyczaj jest tak, myślę, że 100% osób, które do mnie przychodzą, to są osoby, które wewnętrznie są dla siebie wrogiem, nie są dla siebie przyjacielskie. Nie mam nad sobą Anioła Stróża Przyjaciółki, który powiedziałby mi tym wewnętrznym głosem: „Kasia nie martw się, może mówisz jakieś słabe rzeczy na live, ale to Twój pierwszy w życiu live”. Nie, ludzie często mają w sobie takiego krytyka, który mówi „zobacz, jak źle wypadasz, nikt mnie pewnie nie ogląda”.
Monia Honory: Ja często z moimi Zupomaniakami poruszam ten temat, takiego krytykowania, walki ze sobą, takiego wiesz, dowalenia sobie po prostu, zamiast właśnie wspierania. Często zadajemy sobie pytanie: „czy masz w sobie przyjaciela?” Więc to jest pytanie…
Kasia Kucewicz: Tak, bo ten Przyjaciel często też w dalszej perspektywie pozwala nam schudnąć, bo ten Przyjaciel mówi: „coś nie wyszło? Trudno, idziesz dalej!”. Natomiast ten wewnętrzny Krytyk, na którego ja lubię mówić Gremlin, no bo to jest rzeczywiście taki potwór. To on rzeczywiście będzie mówił: „zobacz, znowu Ci nie wyszło, zobacz, jaka jesteś beznadziejna. Weź, już nawet zupy nie umiesz zrobić”. I ten atak wewnętrzny na siebie sprawia, że nam się już nie chce, że nam się odechciewa, że rzucam tę aktywność wszelką. Więc ja myślę, że tutaj zdrowy egoizm jak najbardziej polega tylko na tym, że my tylko i wyłącznie po prostu jesteśmy wobec siebie w porządku. Po prostu traktujemy siebie tak jak innych ludzi. Ani nie lepiej, ani nie gorzej. Bo zazwyczaj jest tak, że my innych ludzi traktujemy dobrze, z szacunkiem, potrafimy pocieszać, a już siebie niekoniecznie.
Monika Honory: A to jest często związane z tym, że nasze otoczenie… ja pamiętam swoje początki, jak ja zaczynałam skupiać się na sobie. Bo takie były początki, że nagle trzeba było rzeczywiście w moim przypadku odkrywać te wszystkie rzeczy, które są związane z Programem Przemian, który się wcześniej jeszcze tak nie nazywał. Kiedy szukałam swojej metody na to, żeby zmienić swoje życie i moja rzeczywistość wyglądała tak, że ja musiałam poświęcić temu bardzo dużo czasu. Bo ja po prostu od ludzi do ludzi, od kursu do kursu, od materiału do materiału, od książki do książki — ja po prostu poświęcałam temu mnóstwo czasu. I ja wyszłam z takiego założenia, bo szczerze mówiąc, w pewnym momencie pomyślałam „no ale wiesz co, chyba troszeczkę przesadzasz. No bo tak: masz dom, tutaj są małe dzieci, jest mąż a te obowiązki”, bo przecież ja też wtedy aktywnie pracowałam — ktoś musiał przejąć w tym czasie. Więc z perspektywy osoby, która stoi z boku, nagle Ty się skupiasz tylko i wyłącznie na sobie. No jesteś egoistką, tylko dla siebie masz ten czas, a gdzie wszystko w koło? Ja mam akurat taką rodzinę, z którą o wszystkim mogę porozmawiać i ja o tym powiedziałam wprost, że teraz potrzebuję więcej czasu dla siebie, dlatego że zmieniam swoje życie. Ale nie zmieniam naszych relacji. Bo to też jest ważne, w relacjach z partnerem, mężem, żoną, żeby rozmawiać, ale też, żeby druga strona nie czuła się zagrożona. Bo jeżeli nie poświęcałam sobie żadnego czasu, a od dzisiaj nagle po dwie -trzy godziny zaczynam się nad tym skupiać i pranie, czy sprzątanie, czy też inne rzeczy pozostawiam Tobie. Bo ja tylko się teraz na sobie skupiam, no to jest bardzo nie fair moim zdaniem, jeżeli nie porozmawiamy z drugą stroną i nie wytłumaczymy, z czego to wynika. W moim przypadku było tak, że to mój mąż musiał przejąć bardzo dużo moich obowiązków, żebym ja po prostu miała ten czas, po to, aby opracowywać nadal ten swój Program Przemian.
Kasia Kucewicz: Dobrze jest właśnie się dogadać, tak jak mówisz. Próbować o tych wszystkich zmianach, o tych sprawach rozmawiać z najbliższymi. Informować ich o tym, że będą pewne zmiany, ale też nie prosić ich o pozwolenie. Nie wychodzić z taką postawą, że jeżeli oni się nie zgodzą, bo wiadomo, że to się może nie podobać. Bo ktoś, kto zawsze dostawał śniadanie, jak teraz usłyszy, że nie dostanie tego śniadania do łóżka, tylko będzie musiał iść do sklepu i kupić bułki, to wiadomo, że to się nikomu nie spodoba. No nie czarujmy się, to nie jest fajne. Więc może być taki bunt, ale warto o tym rozmawiać w sposób asertywny, stanowczy.
Monika, Ty jesteś taką osobą asertywną — Ty potrafisz powiedzieć „nie”. I to jest bardzo ważne, żebyśmy czerpali z Moniki, abyśmy umiały powiedzieć, ale ja już podjęłam taką decyzję. Ja oczywiście mogę pewne rzeczy dostosować do mojego partnera i o pewne rzeczy zadbać, ale to nie jest tak, że jeżeli on zacznie kręcić nosem, to ja się wycofam i jednak nie będę malowała paznokci czy nie będę tych 15 minut dziennie poświęcała dla siebie. Ważne, żeby jednak być przekonaną, że Ty nie robisz czegoś przeciwko komuś. Robisz to dla siebie, po to, aby to Tobie było lepiej oraz żeby lepiej było rodzinie.
Monika Honory: Ja jestem też zwolenniczką tego, żeby pokazywać korzyści takiej sytuacji. Bo znów odwołam się do mojej rodziny. Mój mąż jest bardzo tolerancyjny i w pełni stara się mnie wspierać. Przytoczę na przykład fakt, że ja bardzo dużo wyjeżdżam, notorycznie podróżuję, moi Zupomaniacy zresztą wiedzą najlepiej ile razy ogłaszam, że non stop jestem gdzieś w podróży. Pewnie niewielu mężów byłoby zadowolonych z tego, że wszystkie obowiązki domowe spadają na nich. Natomiast ja, zanim podejmę taką decyzję, że nagle odbędę tournee przez 2,5 miesiąca po ponad 20 miastach Polski, to rozmawiam. I to nie jest na zasadzie, że pytam, czy mogę. Ale na zasadzie takiej: usiądźmy i razem porozmawiajmy, bo taki mam plan, tak bym chciała, jest to dla mnie ważne. Wiąże się to z tym, że Ty przejmujesz moje obowiązki w tym i w tym. Ale na przykład per saldo to będzie dobre dla nas, czy dobre dla naszej rodziny, czy dobre dla Zupomaniaków, czy będę realizować moją pasję. Wtedy pokazuję zawsze też te dobre strony. I to nie jest nigdy na zasadzie takiego pytania, czy mogę, ale podejmijmy razem tę decyzję. Dlatego, że mój mąż jest dla mnie partnerem, który tak samo podejmuje decyzje, jak ja.
Kasia Kucewicz: I to jest rzeczywiście bardzo istotne, żeby balansować i rozmawiać życzliwie, rozmawiać z otwartością na tę drugą stronę, na to, że jej się może nie podobać. I jakoś próbować się tutaj dogadywać, bez rezydowania ze swojej pasji, właśnie to jest tutaj kluczowe. Ale też pamiętając, że ten zły egoista powie: „no po prostu robię to, co chcę, wyjeżdżam, czemu mam informować?”. Natomiast zdrowy egoizm polega na tym, że chcę wyjechać, ale omawiam tę kwestię. Chcę na przykład przejść na zupy, co będzie się wiązało też ze zmianami w życiu całej rodziny, ale rozmawiam o tym. Rozwiewam wątpliwości rodziny albo też umawiam się na jakiś kompromis, jeżeli komuś się to bardzo nie podoba, czy ktoś się bardzo tego boi.
Monika Honory: Niestety mam też takie osoby, o których wiem, bo one ze mną o tym rozmawiamy, że to, o czym my teraz mówimy, jest dla nich niemożliwe. Dlatego że od swojego męża czy partnera dostają pozwolenie na zajrzenie na grupę raz w tygodniu. Albo ostatnio podeszła do mnie Pani i powiedziała, że mąż pozwolił, żeby błagała, żeby przyjechać na moje warsztaty. Albo są osoby, które ukrywają, że robią coś dla siebie, bo mężowi by się to bardzo nie spodobało. Różne są sytuacje w życiu, gdzie nie zawsze możemy wnikać czy ingerować, ale ja czuję wtedy, że moją rolą jest próba pomocy zbudowania jakiegokolwiek poczucia własnej wartości. Jak taka osoba, która jest osaczona przez męża czy żonę, bo taką ma sytuację rodzinną. Kiedy czuje się po prostu jak niewolnica, trzeba to po prostu tak nazwać. Jak ona wtedy ma rozbudzić miłość do siebie? Jak ona ma być dobra dla siebie, kiedy ma właśnie takiego partnera?
Kasia Kucewicz: To jest bardzo ważny, moim zdaniem, temat, który teraz Monika poruszyłaś. Bo to wszystko zakrawa właśnie o to poczucie własnej wartości. Bo te kobiety, te dziewczyny czy Ci mężczyźni — bo czasem to też działa w drugą stronę — którzy mają niskie poczucie własnej wartości, troszeczkę inaczej podchodzą do takich komunikatów, w stylu „nie pozwalam Ci na coś”. Osoby z dużym poczuciem własnej wartości nie godzą się na takie traktowanie. Natomiast często jest tak, że sporo w nas wchodzi w taką rolę ofiary w relacji, czyli takiej osoby, która czeka na pozwolenie męża. Na przykład dlatego, że nie mamy wysokiego poczucia własnej wartości. To się bierze z dzieciństwa, prawdopodobnie ktoś w dzieciństwie nie liczył się z naszym zdaniem, nie traktował nas w porządku, nie był wobec nas ciepły i życzliwy i nie dbał o nasze prawa, tylko nam nakazywał, rozkazywał. I później mamy też takiego męża, który zachowuje się podobnie jak nasz tata czy mama. Na szczęście nie jest to sytuacja bez wyjścia, bo można coś z tym zrobić. To, co ja polecam w takiej sytuacji, to próba odbudowania własnego poczucia własnej wartości. To jest proces. Monika, Ty napisałaś w jednym z tekstów czy też w ostatniej książce, że najtrudniej jest odchudzić głowę, a nie ciało. I tak samo jest z tym poczuciem własnej wartości. I potrzeba długiego procesu, żeby to poczucie odbudować. Taka pierwsza rzecz, która jest podstawą, żeby odzyskać pewność siebie i poczucie własnej wartości jest to, żeby zacząć akceptować swoje wady. Akceptować to, że teraz nie jesteście pewne siebie. Zaakceptować to, uszanować to w sobie, że teraz jeszcze nie jestem pewna siebie, teraz jeszcze nie mam takiej siły przebicia. Mam na to wewnętrzną zgodę i chcę nad tym pracować. Akceptujecie swoje ciało i zaczynacie o nie dbać, tak samo akceptujecie swoje wady, swoją słabość, taką nieumiejętność powiedzenia „nie”, żebyście nauczyły się akceptować też to jakie jesteście. I od tego można zacząć proces zmian, nauki kochania siebie. Tak naprawdę tych technik jest bez liku. Jeśli będziecie chcieli, to możemy za jakiś czas spotkać się i porozmawiać tylko o tych technikach.
Monika Honory: Z miłą chęcią, Zupomaniacy na pewno chętnie opowiedzą, bo oni uwielbiają takie tematy, bo to jest im bardzo potrzebne.
Kasia Kucewicz: To, co na pewno podwyższa poczucie własnej wartości, to dziękowanie sobie codziennie wieczorem za 5 rzeczy. Ja sobie dzisiaj na przykład podziękuję za to, że mogłam być z Wami, za to, że miałam kilka udanych sesji z moimi pacjentami, za to, że bardzo miło rozmawiało mi się z Panią w autobusie…
Monika Honory: … za takie drobnostki, za to, żeby zauważyć i docenić siebie prawda?
Kasia Kucewicz: Tak, że kupiłam świetne jabłka. Dziękuj sobie za drobiazgi. Ważne, żeby to był Twój codzienny rytuał. Dziękuję sobie, że sama sobie coś dałam. To są takie ważne rzeczy.
Monika Honory: Wprowadzimy to na grupę. Już dzisiaj zapytam Zupomaniaków, za co sobie dzisiaj dziękują. Będę pilnowała, aby im o tym wszystkim przypominać.
Kasia Kucewicz: Jeszcze taką jedną rzecz, doradzałabym wszystkim osobom, które chcą być bardziej pewne siebie. Żeby stawały codziennie przed lustrem i mówiły do siebie po imieniu „… uczę się Ciebie kochać”. Zobaczcie, jaka jest różnica. Jeśli mówimy do siebie „kocham Cię” stojąc przed lustrem, to brzmi trochę dziwnie. To tak jak narcyz, stał przed lustrem i mówił do siebie „kocham Cię”. Natomiast ja bardzo lubię to sformułowanie „uczę się Ciebie kochać” Mówiąc taką afirmację codziennie, szeptem, cichutko, albo głośno — jak macie chęć — patrząc na siebie w lustrze, dajecie sygnał do swojego mózgu, że faktycznie następuje proces uczenia się. Proces uczenia się, który nawet, jeśli w to nie wierzycie, jeśli myślicie sobie „ale ja wcale siebie nie kocham”, to i tak wasz mózg zacznie to wychwytywać i za jakiś czas po prostu w to uwierzy. Zresztą ta zmiana mentalna jest bardzo podobna do odchudzania. Ja myślę, że te procesy, o których często opowiada Wam Monika, są tak bardzo psychologiczne. I to jest cudowne, że Monika Ty też kładziesz duży nacisk na to. Dlatego, że to sprawia, że człowiek może nie tylko wyleczyć swoje ciało, ale też przede wszystkim swój sposób myślenia, kształtowania siebie.
Monika Honory: Ale bez rozwoju osobistego nie wyleczysz swojego ciała albo wyleczysz na krótko, i pseudowyleczysz.
Kasia Kucewicz: Tak, i później będzie tzw. efekt jo-jo….
Monika Honory: Piękne komentarze. Zobaczmy, bo widzę, że tutaj Moje Kochane dziewczyny się wzruszyły: „Uczę się siebie kochać”, „Pobeczałam się, dziękuję Wam”… Ewa przed chwilą napisała: „A ja sobie przed chwilą podziękowałam, że oglądam ten live”. Widzisz, jakie to są małe rzeczy.
Kasia Kucewicz: No właśnie i to są takie małe rzeczy, ale czasami jest tak, że jak obejrzę jakiś dobry film, to mówię do siebie „o dziękuję, że dzisiaj taki fajny odcinek serialu obejrzałam. Tak się dobrze bawiłam” czy że mogłam głaskać swojego kot i go uczesać przy okazji. To nie muszą być jakieś wielkie rzeczy — wyzwania czy challenge. To mogą być drobiazgi, ale one od razu — zobaczycie Państwo, jak się wspaniale zasypia po czymś takim. Powiem o tym, bo uważam, że to jest ważne. Zauważcie, że jak zasypiamy, to zazwyczaj myślimy o złych rzeczach. Bo mózg działa w ten sposób, że jak zasypiamy, to zawsze ciemne myśli przychodzą nam do głowy. I bardzo często jest tak (oczywiście, Ci co mają szczęście, zasypiają z uśmiechem), że jeżeli my jesteśmy zestresowani, to wieczorem te stresy się potęgują. One potem rano się łagodzą.
Monika Honory: Nocą mają wielkie oczy.
Kasia Kucewicz: Dokładnie, nocą strach ma wielkie oczy. To ćwiczenie pozwoli Wam się też lepiej wyspać. No a sen też jest pewnie ważny dla diety.
Monika Honory: Bardzo! Oczywiście! Będę pilnowała. Zobowiązuję się. Będę podpowiadała Zupomaniakom. Zobacz, już pięknie reagują. Kasiu, czy jeszcze coś a propos wprowadzania w życie dobrych nawyków tak, żeby te nawyki nie bolały? Czy tutaj jeszcze mogłabyś nam coś podpowiedzieć?
Kasia Kucewicz: Ja jestem zwolenniczką takiego sposobu, którego nauczył mnie mój pacjent. Mój pacjent kiedyś przyszedł i powiedział, że chciałby robić 100 pompek o poranku. Pan był bardzo szczupluteńki i maluteńki. Mówił, że w życiu nawet przysiadów nie robił, a co dopiero pompki. I słuchajcie, on zaczął swoją przygodę z pompkami od jednej pompki dziennie. Po prostu robił jedną pompkę i szedł do pracy. Robił tak przez trzy dni, czwartego dnia zaszalał i zrobił dwie pompki. Po czym stwierdził „za dużo” i nadal w kolejnych dniach robił jedną. I po pół roku doszedł do setki. Uwierzyłam, że robi te pompki, bo po pół roku było już widać efekty. Natomiast śmieszne były te początki, bo pamiętam, jak przyszedł i powiedział „nie, dwie pompki to za dużo, wracamy do jednej”. I w Ameryce tę technikę nazwano metodą mikronawyków. Czyli moim mikronawykiem jest to, że ja robię 1 pompkę i jeżeli czuję, że chcę powiększyć ten nawyk o dwie pompki, to powiększam. Ale jeżeli stwierdzam, że to za dużo, to wracam do jednej pompki.
Monika Honory: To jest też coś takiego, o czym w projekcie „Aktywni na wiosnę” też będziemy mówić. Bo w ten właśnie sposób, chcę przyzwyczaić — rozkochać Zupomaniaków w aktywności fizycznej. Bardzo często dla wielu osób jak zaczynamy naszą rozmowę, aktywność fizyczna jest takim czerwonym światłem. Bo bardzo często jak ludzie zaczynają się ze mną odchudzać, to pierwsze pytanie brzmi” „czy muszę ćwiczyć”. I to niekoniecznie dotyczy kogoś, kto ma problemy zdrowotne i nie może wykonywać tej aktywności fizycznej. To wynika z naszych uprzedzeń, bo mamy z tym złe doświadczenia. Gdzieś tam za dużo oczekiwano od nas, było to ponad nasze możliwości i chęci i już ludzie mówią „ale czy na pewno muszę ćwiczyć?”. My też nie zaczynamy ćwiczyć od początku, a dopiero po 1,5-2 miesiącach od rozpoczęcia Przemiany robimy pierwszy malutki krok w tym kierunku. I zanim zaproszę naszych Zupomaniaków do wspólnej aktywności, to najpierw chcę im powiedzieć jak zacząć takie zmiany robić krok po kroku, powoli. Niech to będzie coś, a bardzo często jestem krytykowana za poglądy w tej sprawie. Bo ja mówię, że ja wykonywałam ćwiczenia 5 minut dziennie i będę z nimi 5 minut dziennie ćwiczyć, zanim przejdziemy do tych 10 i 15 minut. To inni mówią: „Honory zwariowała, to jest niepoważne, 5 minut, co to daje dla ciała?!” Ale nie chodzi o to, żeby dla ciała dawało od razu.
Kasia Kucewicz: To daje dla głowy!
Monika Honory: No właśnie!
Kasia Kucewicz: Słuchajcie, zupełnie inaczej słyszy mi się nawet, jako osobie Plus Size, że miałabym ćwiczyć 5 minut a 30 minut, a już nie mówię o godzinie. Pięć minut to każdy z nas jest w stanie poświęcić.
Monika Honory: Na krześle, teraz możemy ćwiczyć. I to jest rach-ciach. I z jednej strony ktoś powie, ale to 5 minut na krześle jak ja bym teraz nogą, ręką, głową poruszała i plecami i tak dalej. Ale to 5 minut to nic mi praktycznie nie dało. Ba! Jak to nie dało? Dało bardzo dużo, bo ja będę miała taką frajdę i taką satysfakcję jak później sobie pomyślę: dzisiaj zrobiłam coś dla siebie – 5 minut. Niby nic, to nie chodziło o to, żebym dużo kalorii spaliła, ale to był czas, kiedy ja popracowałam nad sobą. Zachęciłam siebie, i jednak skupiłam się na sobie na tyle, żeby poświęcić sobie te 5 minut.
Kasia Kucewicz: Tak i wtedy mogę sobie myśleć, że jestem w procesie zmian, jeżeli zaś przestaje ćwiczyć, to wtedy zaczynam siebie sama atakować i ta motywacja też opada. Tak naprawdę 100 razy lepiej jest robić ćwiczenia 5 minut przez cały tydzień, niż raz zrobić 50 minut. A potem przez cały miesiąc nic, aż znowu najdzie nas taka ochota. Słomiany zapał jest domeną większości ludzi. Są takie jednostki, jedna na tysiąc, które nie mają słomianego zapału.
Monika Honory: Dlatego też ja te wszystkie zmiany, które wprowadzam w programie przemian, dawkuję po kolei i powoli. Nauczmy się ich, przyzwyczajmy się do nich. Sprawmy, żeby one stały się naszym rytuałem, zanim sięgniemy po następne. I to, co bardzo ważne jeszcze, w ramach podsumowania, że często mamy taki zwyczaj — odruch porównywania się do kogoś. Czyli jesteśmy tutaj jedną społecznością, a u nas na grupie razem funkcjonujemy i razem wiele rzeczy robimy. To w momencie, kiedy Ty będziesz ćwiczyła 15 minut dziennie, a ja daję radę tylko 5, gdzieś mam wyrzuty sumienia i na siłę chcę Tobie dorównać. A ja zawsze tłumaczę, że każdy z nas jest cudownie indywidualny, inny na swój sposób i może to 5 minut będzie o wiele lepsze dla mojego organizmu, aniżeli dałabym od razu do 10 czy 15 minut. Bo ludzie siebie porównują, piszą „schudłam tylko 5 kilogramów w miesiąc, a wiem, że moje koleżanki po 7 kg. No widocznie coś źle robię”. I już tracą motywację. Kurcze to trzeba też podkreślać, że każdy z nas traci kilogramy w cudowny sposób inaczej, ale bez nadmiernego wysiłku, bez słomianego zapału, powoli. W miłej atmosferze i z uczuciem takim, że robię coś dla siebie, aniżeli na hura i na chwilę tylko. Mam rację Kasiu, powiedz
Kasia Kucewicz: Zdecydowanie, ja tak słucham Moniki i tak sobie przypominam swoją wczorajszą rozmowę z moją Przyjaciółką. Bo często jest tak, że mówi się, że jedynacy to są egoiści. I ja tak siedziałam sobie przy stole i mówię do mojej przyjaciółki tak: „wiesz co, wydaje mi się, że jest jedna dobra rzecz w byciu jedynakiem. A mianowicie taka, że my jedynacy — bo ja jestem jedynaczką — do nikogo się nie porównujemy”. I ona mówi: „masz rację, bo ja mam dwóch braci i ciągle się do wszystkich porównuję”. Oczywiście to było żartem, bo nie ma żadnych badań. To była moja złota myśl. Ale słuchajcie, ja wam mogę powiedzieć na swoim przykładzie, że gdybym ja się porównywała do wszystkich psychologów, którzy się sto razy lepiej uczyli ode mnie na studiach, którzy byli pupilkami wykładowców, a ja byłam zawsze taką dziewczyną, co tam siedziała z tyłu i robiła swoje. Gdybym ja w to wierzyła, to by mi się nic nie udało. Tylko ja się nigdy nie porównywałam, zawsze sobie myślałam: „ja jestem Kasia, to co tam”.
Monika Honory: Wiesz, dlaczego my mamy taką tendencję, w szczególności, kiedy ja obserwuję moją społeczność? Dlatego, że my mamy wspólny problem. Jednoczy nas jakiś kłopot. I teraz mamy wspólny cel, chcemy zdrowo i bez efektu jo-jo schudnąć. I gdzieś momentami jest taka nutka rywalizacji. Taka chęć, chcę więcej, chcę szybciej.
Kasia Kucewicz: To naturalna sprawa.
Monika Honory: Ja jestem takim naturalnym hamulcem Zupomaniaków. Mówię, spokojnie, krok po kroku, byle tylko zdrowo, bez efektu jo-jo i na zawsze. Bo to o to chodzi, że nie na chwilę a na zawsze. A jeżeli jeszcze włączymy do tego tę pielęgnację ciała, o której będziemy mówić podczas tej naszej kampanii, plus do tego pielęgnację naszej głowy, naszej świadomości, naszego umysłu. Włączymy to odchudzanie i naprawdę mamy szansę skuteczne na zawsze, zdrowo i bez tego efektu jo-jo schudnąć.
Kasia Kucewicz: Tak, jak najbardziej. Pamiętajcie, że porównywanie się do innych ma w sobie kawałek złości. Złość jest energią, lepiej tę energię przeznaczyć na ćwiczenie, na rozmowę, na gotowanie, na wymyślanie tych wspaniałych zup. I naprawdę można lepiej spożytkować złość niż na energię związaną z rywalizacją.
Monika Honory: Kasiu, bardzo Tobie dziękuję za to, że znalazłaś czas i chęć, żeby porozmawiać z naszymi Zupomaniakami.
Kasia Kucewicz: Ja również bardzo dziękuję.